Koty Otoczone Troską

Podopieczny fundacji KOT (źródło: fundacja KOT)

10 czerwca 2020

„W 2005 roku. Fundacja KOT była jedną z pierwszych kocich fundacji, jakie istniały. Lidka zaczynała z jedną klatką wystawową, jednym transporterem i miseczkami, które podarowali życzliwi kociarze. W ciągu tych 15 lat wiele się zmieniło.”

Podczas kampanii świątecznej* klienci sklepu zooplus pomogli tysiącom potrzebujących zwierząt, przekazując aż 130 tysięcy złotych 16 organizacjom działającym na rzecz zwierząt w różnych regionach Polski. Jedną z obdarowanych organizacji jest fundacja KOT – Koty Otoczone Troską, z województwa kujawsko-pomorskiego. O jej codziennych działaniach, trudach, wyzwaniach i sukcesach opowiada Joanna, opiekun podopiecznych fundacji i członek Zarządu.

Dzień dobry, Pani Joanno. Bardzo cieszymy się na tę rozmowę. Zacznijmy od początku. Kto założył fundację, jak do tego doszło i jak wyglądały jej początki?

Fundację założyła Lidka, prezeska. Pomagała zwierzętom od lat, jako dziecko była wolontariuszką w schronisku, na osiedlu była znana z pomocy i wszyscy znosili do niej potrzebujące zwierzaki. Kiedy w jej domu rodzinnym liczba kotów doszła do 12, wiedziała, że tak się nie da, że jeśli chce dalej pomagać, to musi to robić w inny sposób. Wtedy postanowiła sformalizować działalność.

Kiedy to było?

W 2005 roku. Fundacja KOT była jedną z pierwszych kocich fundacji, jakie istniały. Lidka zaczynała z jedną klatką wystawową, jednym transporterem i miseczkami, które podarowali życzliwi kociarze. W ciągu tych 15 lat fundacja bardzo się rozwinęła i wiele się zmieniło.

Jaka była największa zmiana?

Największą zmianą jest duży rozwój fundacji i o wiele większe możliwości. Siłą rzeczy przez te 15 lat działalności nabraliśmy dużego doświadczenia. Ciągle dokształcamy się w zakresie medycznym i behawiorystycznym. Opieka nad stadem różni się od opieki nad domowym pupilem. Obcowanie i opiekowanie się kotami zdziczałymi także wymaga odpowiedniego podejścia.

Stworzyliście też wyjątkowe miejsce dla kotów.

Nasza fundacja opiera się na prowadzeniu kociarni. Wśród podobnych organizacji częściej spotykane jest prowadzenie sieci domów tymczasowych. My natomiast stworzyliśmy jeszcze Koci Szpitalik, w którym jest 20 miejsc na rekonwalescencję kotów po zabiegach kastracji. W wielu gminach jest to duży problem, bo nie ma gdzie umieszczać – zwłaszcza zdziczałych – kotów po zabiegach. W naszym szpitaliku jest dla nich miejsce.

Prowadzenie Szpitaliku musi być wymagające.

Tak, codziennie potrzeba pracy co najmniej kilku osób z fundacji. Część wolontariuszy zajmuje się podawaniem kotkom leków, wożeniem do weterynarza. Inna ekipa zajmuje się kociarnią z kotami oswojonymi, oczekującymi na dom – wolontariusze sprzątają, podają jedzenie, bawią się z kotami. Jeszcze inni pracują w terenie i odławiają zdziczałe koty na zabiegi kastracji. Potem trzeba te koty rzecz jasna odebrać od weterynarza, zawieźć do Szpitalika, umieścić w klatkach, w czystych legowiskach. Zdarza się, że jest ich ponad 10 z jednej łapanki.

To bardzo dużo.

Czujemy, że nasza praca to tak naprawdę walka z wiatrakami i praca syzyfowa. Doszliśmy do etapu, gdzie organizacje dwoją się i troją, żeby zmniejszyć nadpopulację kotów w środowisku i bezdomność, a tymczasem z roku na rok kotów jest coraz więcej.

Jakie inne działania, poza wysiłkiem takich osób jak Wy, mogłyby tu pomóc?

Czas na zmiany systemowe. Nie ma niestety żadnych uregulowań dotyczących rozmnażania kotów i domowa nadprodukcja trwa w najlepsze. Te koty potem zasilają kocią bezdomność. Nie mamy jak z tym walczyć. Druga sprawa to mentalność społeczna w kocich kwestiach i rażąca niewiedza. Zmiany na lepsze wymagają lat pracy. Podobno już jest lepiej. W ferworze walki jakoś ciężko nam to dostrzec.

Widzicie jednak, jak zmienia się życie zwierząt, które do Was trafiają. Czy ma Pani w swojej pamięci jakieś wyjątkowe historie z działalności fundacji?

Takich wyjątkowych historii było bardzo wiele. Wiele było cudów i wiele smutków. Właściwie każda historia jest wyjątkowa. U nas jest zawsze słodko-gorzko. Zaglądamy do klatki w Kocim Szpitaliku, żeby zdać relację weterynarzowi i wiemy, że jest źle i chorego kota nie da się uratować. Potem idziemy do innego pomieszczenia, a tam młodziaki roznoszą kociarnię: jeden spada z drapaka, drugi zabiera innemu piłeczkę i po chwilowym konflikcie razem rozgrywają mecz, trzeci pierze zabawkową myszkę w misce z wodą – nie sposób się nie uśmiechnąć…

To prawda. Idziemy dalej i…

I „Grucha” do nas budka, zaglądamy, a tam Tucholka: „Chciałam się tylko przywitać”. Potem wchodzimy do łazienki, a tam Kris z chorobą obturacyjną płuc, któremu już nikt nie daje szans, dopomina się jedzenia i nebulizacji. Tak – nebulizacji, bo uwielbia inhalacje w transporterze, tak dobrze mu się wtedy oddycha. Potem idziemy do pokoju schorowanych babulek, a po drodze przepiękna trikolorka dopomina się głaskania. My już wiemy, tylko nie umiemy jej przekazać, że za kilkanaście dni opuści kociarnię i będzie miała swój dom, i kolan do siedzenia, i rąk do głaskania już jej nie zabraknie. Tego typu historie nie mają końca…

Wzruszające. Co można zrobić, żeby takich historii z happy endem było więcej? Żebyście mogli dalej działać i zmieniać życie kotów na lepsze?

Przede wszystkim uświadamiać i propagować kastrację oraz sterylizację jako jedyną humanitarną metodę zmniejszania nadpopulacji i bezdomności kotów. Oprócz tego bardzo istotne jest dla nas zachęcanie do przekazywania 1% dla naszej fundacji, bo to istotne źródło naszych funduszy.

A gdyby ktoś chciał Wam pomóc, przekazując jakieś produkty?

Chętnie przyjmiemy karmy – po kontakcie z nami, aby na pewno były w 100% trafione. I środki medyczne i higieniczne – zawsze potrzebne są hurtowe ilości rękawiczek jednorazowych rozmiar M, podkładów higienicznych typu Seni, rozmiar 60x60cm i 60x90cm, strzykawki 2 ml, igły 0,7 i 0,8 mm, paski po pomiarów poziomu glukozy OPTIUM XIDO, bo mamy 2 cukrzyków. Poza tym zużywamy dużo artykułów do sprzątania i odkażania. Będziemy wdzięczni za drapaki i legowiska dla kotów – jak najbardziej mogą być używane – oraz niepotrzebne ręczniki i pościele.

Zdarzają się też bardziej nietypowe formy wsparcia.

Tak, żeby nas wspomóc, można też dołączyć do akcji obiadkowej, która polega na ustawieniu stałego miesięcznego przelewu w wysokości 6 zł na „obiad dla kota”. Można udzielać się na naszych bazarkach i eventach – zawsze potrzebujemy ładnych i ciekawych fantów na bazarki, lub roznosić nasze ulotki.

Możliwości jest mnóstwo. Mamy nadzieję, że po tym wywiadzie zgłoszą się do Was kolejne chętne osoby do pomocy. Pani Joanno, na koniec proszę powiedzieć: w czym pomogły Wam pieniądze od klientów zooplus?

Nie mamy umiaru w odławianiu kotów na zabiegi kastracji. To jedyna sensowna rzecz, jaką możemy zrobić, bo przecież nie da rady gromadzić dziesiątek kotów w kociarni. Tak więc większość funduszy przeznaczamy na zabiegi. Za tym idzie leczenie, bo co trzeci odłowiony kot potrzebuje dodatkowej pomocy medycznej.

Bardzo dziękujemy za rozmowę i trzymamy za Was kciuki!

-

*W listopadzie i grudniu 2019 roku zooplus zorganizował świąteczną akcję charytatywną na rzecz zwierząt. Kupując produkty marek Wolf of Wilderness, Purizon, Concept for Life, Wild Freedom i zoolove, klienci sklepu przekazywali część pieniędzy organizacjom prozwierzęcym. W Polsce w ramach akcji zebrano ponad 130 tysięcy złotych. Pieniądze trafiły do 16 fundacji w całym kraju – każda otrzymała pomoc w wysokości 8249,06 złotych. Więcej informacji: TUTAJ

Kotki z fundacji KOT – Koty Otoczone Troską (źródło: fundacja KOT)

POMOCNA DŁOŃ DLA PRZYJAZNEJ ŁAPY24 kwietnia 2020

Psy, koty, lisy, ptaki, jeż i wiewiórka – każdy otrzyma od nich pomoc, także potrzebujący opiekunowie zwierząt.

Przeczytaj >
ŻEBY JAMNIKI NICZYJE MIAŁY KOGOŚ15 maja 2020

O jamnikach i pracy w fundacji. Rozmowa z fundacją Jamniki Niczyje, która wzięła udział w kampanii świątecznej zooplus.

Przeczytaj >
 PO PROSTU ROBIĄ SWOJE – MNÓSTWO DOBREGO28 maja 2020

Z ich pomocy rodzi się całe mnóstwo dobrego. Fundacja Felineus o swoich staraniach w wywiadzie dla zooplus.

Przeczytaj >